Kapelania Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie

Przejdź do treści
Wywiady z ks. Lucjanem
Zrozumieć powołanie
Z ks. dr. hab. Lucjanem Szczepaniakiem SCJ rozmawia Agnieszka Konik-Korn

Gdzie jest miejsce księży-lekarzy? Na uniwersyteckich katedrach czy przy łóżku chorego? Ten ważny dylemat być może pozwoli rozstrzygnąć rozmowa z ks. dr. hab. n. teol., lek. med. Lucjanem Szczepaniakiem SCJ, od 15 lat kapelanem Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie i redaktorem naczelnym „Bioetycznych Zeszytów Pediatrii” Polsko-Amerykańskiego Instytutu Pediatrii Wydziału Lekarskiego UJ.

Agnieszka Konik-Korn: - Jest Ksiądz lekarzem i kapłanem. Czy w pracy szpitalnej któreś z tych zadań jest dla Księdza ważniejsze?

Ks. Lucjan Szczepaniak SCJ: - Nie powinno się rozważać, która posługa jest ważniejsza. To tak, jakby zastanawiać się, co jest istotniejsze: dusza czy ciało? Człowiek stanowi bowiem jedność duchowo-somatyczną, co powinno zostać dostrzeżone w trosce o chorego. Współczesna medycyna, ufając sama sobie, odrzuca istnienie w człowieku pierwiastaka niematerialnego. Stąd też nie zajmuje się ona problemami duszy człowieka. Natomiast przedmio-tem jej badań, ogólnie ujmując, jest życie: psychiczne, fizyczne i jego wymiar duchowy, ale bez odniesienia do Boga. Wierzący nie może jednak godzić się na tak zredukowaną antropologię. Cierpienie przenika bowiem wszystkie wymiary egzystencji i poddaje próbie jego człowieczeństwo. Jest ono zatem doświadczeniem o wiele głębszym niż sama choroba. Nie można więc zapomnieć o duszy nieśmiertelnej człowieka i jego życiu moralno-religijnym. Dlatego pełne spojrzenie na chorego wymaga długiego i żmudnego przygotowania teologicznego i medycznego. Służba lekarza i kapłana jest zatem przejawem pełnej troski o życie do-czesne i wieczne. Nadprzyrodzoną rangę tej posłudze nadaje sam Chrystus, utożsamiając się z każdym cierpiącym i chorym: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Co więcej, od jej wykonania uzależnia zbawienie człowieka: „«Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili». I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25, 45 n.).

- Łączenie doświadczenia lekarskiego i duszpasterskiego jest chyba trudnym zadaniem. Czy każdy lekarz, który przyjął święcenia, jest później kapelanem?
- W Polsce nie znam kapłana będącego lekarzem, który pracuje jako zawodowy kape-lan szpitalny, i mówię to ze smutkiem, choć mogę się mylić, gdyż w tym zakresie nie mam pełnej wiedzy. W mojej ocenie, szkoda tylu lat nauki na wydziale lekarskim i doświadczenia klinicznego, aby później zaangażować się w pracę niezwiązaną z chorymi, gdzieś daleko od łóżka cierpiącego, choćby była ona najbardziej zaszczytna. Wyjątek stanowią, oczywiście, misje, gdzie lekarz-kapłan pełni obie funkcje. Nie mam prawa wnikać w cudze sumienie, ale sam nie potrafiłem zapomnieć złożonej przysięgi lekarskiej i słów Chrystusa: „Byłem chory, a odwiedziliście Mnie” (Mt 25, 36). Wrażenie wywarła na mnie również rozmowa z dr. Stanisławem Kownackim w 1988 r., który będąc cenionym lekarzem o dużym autorytecie moralnym, zadał mi pytanie, czy nie marnuję talentu lekarskiego u Księży Sercanów. Przyrzekłem zatem Bogu, sobie i w pewnym sensie dr. Kownackiemu, że nie zmarnuję, ale z obu powołań uczynię jedno. Księża-lekarze realizują się raczej na płaszczyźnie bioetyki czy też duszpaster-stwa służby zdrowia, lecz poza szpitalem. Te dziedziny są bardzo ważne, ale ich praca i twórczość powinny być przede wszystkim świadectwem dla koleżanek i kolegów w szpitalu. Stąd też m.in. brakuje kapłanów służących swoim doświadczeniem lekarskim i duszpasterskim innym kapelanom, dla których środowisko szpitala jest przecież obce. Najwłaściwszą bowiem osobą przekazującą tę trudną wiedzę jest kapłan-lekarz, będący czynnym kapelanem szpitalnym. Każdy inny kapłan, choćby najmądrzejszy, będzie tylko teoretykiem tej posługi, znającym problematykę jednostronnie i z zewnątrz.

- Na czym polega praca kapelana?
- Chyba powinienem zacząć od zdemaskowania niektórych mitów utrwalonych już w powszechnym myśleniu o pracy kapelana i powtarzanych podczas różnych sympozjów. Mówi się, że ksiądz ma nieustannie towarzyszyć choremu, trzymać go za rękę, wysłuchiwać jego zwierzeń i zaspokajać jego różne potrzeby duchowe. Czasami tego rodzaju pomoc jest konieczna, jednak nie na tym polega duszpasterstwo chorych. W praktyce nie można też zreali-zować tego postulatu wobec wszystkich chorych - jest to po ludzku niemożliwe. Kapelan, ograniczając się do tych czynności, niepotrzebnie wchodzi w kompetencje psychologa, pielęgniarki, pracownika socjalnego czy też członków rodziny. Natomiast drugi mit funkcjonuje wśród wielu pracowników służby zdrowia, pragnących pogodzić wypoczynek z doświadczeniem religijnym. Stąd też kapelan, według nich, powinien być „towarzyską duszą” i świetnym organizatorem: zagranicznych pielgrzymek, wycieczek do sanktuariów, starych klasztorów i, oczywiście, górskich wędrówek. Pokusa polega na tym, że gdy ksiądz pojedzie z nimi, to po-zostawi chorych samych sobie albo powierzy ich opiece niedoświadczonego kolegi - kapłana, który nie zauważy wielu problemów, a zwłaszcza osób bliskich śmierci… Zasadniczym więc celem duszpasterstwa jest włączenie chorego w tajemnicę paschalną Chrystusa poprzez udzielone mu sakramenty święte i wyjaśnienie słowa Bożego. Ta posługa jest głównym przejawem troski Kościoła o chorego i bliskiego śmierci. Tej posłudze powinny być podporządkowane wszystkie inne zaangażowania i one powinny ją ubogacać i rozwijać. Ksiądz nie może jej zaniedbać i zawsze musi mieć dla niej czas. Nie powinien więc być jednocześnie kapelanem i proboszczem, katechetą, przełożonym domu, spowiednikiem sióstr, rekolekcjonistą… Sku-teczność tej posługi wymaga również zrozumienia całej złożoności egzystencji chorego. Zgubne jest także wykorzystywanie modeli duszpasterskich z początku minionego wieku, jakby od tamtego czasu nie dokonało się nic w medycynie i teologii, jakby nie było Soboru Watykańskiego II. O tych problemach można byłoby napisać drugi, obszerniejszy wywiad.

- Kiedy w szpitalu najbardziej potrzebny jest ksiądz?
- Kapelan powinien być świadomy tego, że jest zawsze potrzebny. Nie braknie mu pracy, jeśli jest w szpitalu w ciągu dnia i pełni dyżur pod telefonem w nocy. Powinien jednak sam wykazać się inicjatywą w poszukiwaniu potrzebujących pomocy. W przeciwnym wypadku stanie się księdzem urzędnikiem, nieczułym na ludzką biedę, wciąż śpieszącym się do innych obowiązków: w parafii, we wspólnocie zakonnej czy na uczelni… Oprócz czynności wpisanych w stały program pracy zawsze znajdzie się ktoś pragnący z nim porozmawiać, skorzystać ze spowiedzi czy innych sakramentów. Najbardziej jednak jest potrzebny w przy-padku zagrożenia życia, umierania i śmierci. Wówczas służy pomocą nie tylko choremu, ale jego rodzinie i opiekunom medycznym. Nie może się z tej służby samowolnie zwolnić. Per-sonel szpitala musi bowiem wiedzieć, że ich kapelan jest dyspozycyjny, że gdy poproszą go o pomoc, to pojawi się niezwłocznie. Nie może więc być on jednym z wielu księży tworzących anonimową „sztafetę duszpasterską”: dzisiaj proboszcz lub przełożony, jutro wikary, pojutrze katecheta, a w następne dni rezydent, ksiądz student, ksiądz gość itd. Ufam, że te sytuacje nie mają już miejsca. Opieka zdrowotna jest bowiem żywym organizmem utworzonym przez ludzi, którzy nie wszystkich akceptują, a zwłaszcza niekompetentnych oraz pracujących tylko z okazji oficjalnych uroczystości i na pokaz. Skoro kapelan jest wynagradzany, to powinien wykazać się swoją etatową pracą. O realizacji jego powołania można mówić dopiero wówczas, jeśli pracuje on ponad normę, co obecnie nie jest takie trudne, bo poprzeczka wymagań czasami jest mocno zaniżona.

- Co uważa Ksiądz za najtrudniejsze w posłudze kapłana na terenie szpitala?
- Najtrudniejszym zadaniem jest odpowiedzialność za wypowiadane słowa. Mogą one bowiem umocnić w chorym i jego opiekunach wiarę, nadzieję i miłość, ale źle użyte, mogą również ich pozbawić. Stopniowo odkrywałem bowiem, że posługa słowa nie kończy się w kaplicy szpitala, lecz jest kontynuowana przy łóżku chorego, na korytarzu, w służbowej dy-żurce, prosektorium, kancelarii, a nawet w stołówce. Do niej należy zaliczyć również rozmowy telefoniczne z chorymi i korespondencję. Słowo wypowiedziane z wiarą i poparte cichą, lecz żarliwą modlitwą, może uratować nadzieję. Ksiądz w tej posłudze powinien więc wykazać się empatią, co bardzo obciąża jego psychikę. Ile razy bowiem można umierać z dzieckiem i doświadczać żałoby z jego rodzicami oraz zapewniać ich, że cierpienie nie jest karą za ich grzechy? Ile razy można znosić krzyk rozpaczy, że dziecko przywiezione z wypadku po-zostanie kaleką albo wkrótce umrze? Tych wydarzeń nie da się zapomnieć. Od kilkunastu lat jestem ich świadkiem i one wciąż we mnie żyją. Nie zrozumie tego ten, kto tego nie doświadczył.

- Czy od pracy kapelana można odpocząć?
- Odpowiedź na to pytanie rozstrzyga, jak kapelan postrzega tę posługę. Czy jest to dla niego zwykła praca, po wykonaniu której szybko należy uciekać ze szpitala, czy jest ona czymś więcej… W moim życiu przyjąłem to drugie rozwiązanie. Praca ta ma dla mnie ogromne znaczenie przede wszystkim w wymiarze nadprzyrodzonym. A więc - od czego mam odpoczywać i gdzie? To tak, jakby odpoczywać od własnej rodziny, żony, męża, od dzieci... Tu rodzi się pytanie o to, czy praca kapelana jest realizacją powołania, czy tylko wy-konywanym zawodem. Jeśli kocha się tę pracę, to żyje się duszpasterstwem, cieszy się nim, ono daje siły, radość, a o to przecież chodzi w odpoczynku. Owszem, nieraz trzeba wyjechać na urlop, rekolekcje, by z oddali spojrzeć na przeżywane problemy. Trzeba przede wszystkim odwiedzać chorą matkę mieszkającą w Łodzi. Pragnę jednak mocno zaakcentować, że dla mnie duszpasterstwo wśród chorych w szpitalu to nie jest „dopust Boży” czy przykry obowiązek, to jest styl życia i droga, na której Bóg mnie odnalazł, pozwolił opiekować się chorymi i w ten sposób połączyć powołanie lekarza i kapłana. Za ten dar jestem Bogu ogromnie wdzięczny i nie chciałbym zamieniać tej pracy na inną, chociażby w opinii ludzi była bardzo prestiżowa.

- Czy z pracą kapelana wiążą się jakieś niebezpieczeństwa?
- Szpital to niebezpieczne miejsce, i to nie tylko dla młodych duchownych. Początku-jący kapelan czuje się w nim obco, chociaż nie przyznaje się do tego. Widzi problemy tam, gdzie ich nie ma, i nie dostrzega ich tam, gdzie wymagają pilnego rozwiązania. Odnosi on wrażenie, że wszystko umie i nad wszystkim panuje, a personel medyczny jest dla niego pełen uznania. Z dużą łatwością wypowiada się więc na każdy temat. Stąd też łatwo może pominąć osoby najbardziej potrzebujące pomocy i popełniać tzw. błędy jatrogenne, tzn. chciał pomóc choremu rozwiązać duchowe problemy, ale w istocie zranił go, a nawet psychicznie załamał. Natomiast stres towarzyszący ratowaniu życia dziecka może prowadzić do powtarzających się konfliktów z jego rodziną. Konsekwencją tego zazwyczaj jest rozgoryczenie, wycofanie się z aktywniejszego zaangażowania, porzucenie służby, a czasami również utrata wiary. Byłem tego świadkiem…

- Jakie cechy powinien mieć więc kapelan pracujący w służbie zdrowia?
- Kapłan pracujący w szpitalu powinien być jak dobry Samarytanin. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie jest jednak jednocześnie wstrząsającą opowieścią o niemiłosiernym kapłanie, który nie udzielił pomocy rannemu i obojętnie go minął (por. Łk 10, 31). Pewnie śpieszył się do bardzo ważnych kapłańskich obowiązków, ale cóż taka modlitwa jest warta w oczach Boga... Jakie mogły być dla niego ważniejsze zajęcia, chyba że śpieszył z pomocą umierającemu. Stąd też niezwykle ważne jest, by kochać spotkanych ludzi. Tylko miłość jest źródłem zdolności do współodczuwania i solidarności z cierpiącym. Bez niej nie wolno podejmować pracy w szpitalu. To nie jest miejsce, w którym kapelan ma doświadczać miłości ze strony innych, bo jest schorowany, nieszczęśliwy i niezrealizowany życiowo. To ksiądz ma okazywać miłość chorym, słuchać ich zwierzeń i starać się im pomóc. Na drugim miejscu wymieniłbym roztropność i pokorę, których tak często brakuje. Chodzi tutaj o odpowiedni dystans do siebie, swoich umiejętności, a nawet swojego rozwoju duchowego. Kapelan powi-nien również zrozumieć, że musi się uczyć i podnosić swoje kwalifikacje, aby jego posługa nie została zmarginalizowana. Rozwój intelektualny powinien w jednakowym stopniu obejmować teologię i medycynę. Jego wiedza powinna być rzetelna i o wiele większa niż ta zdobyta na forach internetowych i wyczytana z ulotek pozostawionych w poczekalni. Do pracy pośród chorych i do nauki nikt nie powinien go zachęcać, gdyż świadczyłoby to o jego niedojrzałości duchowej. Kolejną cechą jest tak rzadko spotykana dyskrecja. Niedoświadczonym kapelanom radziłbym mało mówić, nie oceniać pochopnie, nie wtrącać się w cudze życie, natomiast dużo słuchać i być do dyspozycji Boga, który skorzysta z jego pomocy. W takim postępowaniu wypełniają się oba przykazania miłości: Boga i bliźniego. Ważną cechą jest też cierpliwość. Nieraz potrzeba wiele czasu, aby ktoś dojrzał duchowo do pojednania z Bogiem. A gdy się zdecyduje najpierw jedna osoba, to potem również następne… Dla osób łatwo zniechęcających się pociechą niech będzie dialog Szymona z Chrystusem: „«Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać” (por. Łk 5, 5-6).

- Rok 2011 został ogłoszony Rokiem Wolontariatu. Jakie jest doświadczenie Księdza z posługą wolontariuszy w szpitalu?
- Wolontariat prowadzę osobiście od 10 lat i uważam, że istnieje on przede wszystkim dla wolontariuszy. Niestety, nie każdy wolontariusz przychodzi do szpitala bezinteresownie. Jedni zbierają punkty do szkoły, by iść na medycynę, inni są „kolekcjonerami” praktyk, jesz-cze inni pragną osobistej konfrontacji z cierpieniem, a nawet ze śmiercią. Zdarzają się jednak osoby, które traktują tę pomoc ewangelicznie i wierzę, że za to podziękuje im Bóg.

- Popularne są dziś modlitwy wstawiennicze o uzdrowienie. Czy jest na nie miejsce w szpitalu?
- Modlitwa wstawiennicza nie może stać się ani sensacją, ani próżną obietnicą. Osta-teczna odpowiedź przychodzi zawsze od Boga. Najniebezpieczniejsze jest przemilczenie słów: „Bądź wola Twoja”. Gdy pragnienie się nie ziści, zdrowie nie wróci - wtedy człowiek chory, jego bliscy, mogą nawet stracić wiarę.
Dziś z modlitwą wstawienniczą kojarzone są głównie nabożeństwa prowadzone przez wspólnoty odnowy charyzmatycznej. Myślę, że zbyt często zapomina się, że modlitwą wsta-wienniczą jest przede wszystkim Eucharystia i inne sakramenty, z których może skorzystać chory, modlitwy w czyjejś intencji, wspólnotowe lub indywidualne, np. Różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego. W kaplicy szpitalnej jest przecież zwykle wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu. W naszej kaplicy codziennie odmawiany jest wspólnie Różaniec połączony z nowenną do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i odczytywaniem próśb w intencji chorych. Jest też Honorowa Straż Najświętszego Sakramentu i Żywy Różaniec. Modlitwa wstawiennicza potraktowana jest więc tutaj bardzo poważnie. Niestety, nie zawsze docenia się jej znaczenie, a zwłaszcza wartość codziennej Mszy św. sprawowanej w intencji wszystkich chorych przebywających w szpitalu i ich opiekunów. To niewłaściwe zrozumienie mo-dlitwy wstawienniczej osłabia wiarę, zamiast ją umacniać. Szpital jest miejscem, gdzie może ona przecież ulec ożywieniu i przewartościowaniu. Rodzice czasem proszą o osobiste błogosławieństwo ich chorych dzieci. Przypominam im wówczas, że każdego dnia w kaplicy szpi-talnej odbywa się uroczyste błogosławieństwo wszystkich pacjentów Najświętszym Sakramentem. Zanim rodzice odkryją, że kaplica szpitalna jest sanktuarium cierpienia, ale także powrotu do zdrowia, odwiedzają święte miejsca, biorą udział w modlitwach o uzdrowienie. Gdy jednak dziecko jest ciężko chore i bliskie śmierci, trzeba zakończyć pielgrzymowanie i być z nim do końca. Konieczne jest rozpoznanie w jego umęczonej twarzy rysów cierpiącego Chrystusa oraz zrozumienie, że to jest czas i miejsce, w którym Bóg pochylił się nad ich rodziną i bardzo ich kocha.
* * *

Ks. dr hab. Lucjan Szczepaniak SCJ
Najpierw został lekarzem, a następnie kapłanem w Zgromadzeniu Księży Sercanów. Nie przestał służyć chorym nawet w czasie formacji zakonnej i kapłańskiej. Z Polsko-Amerykańskim Instytutem Pediatrii Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego związany jest od 1990 r., kiedy to odbył praktykę doskonalącą zawód w Klinice Onkologii i Hematologii Dziecięcej, której kierownikiem był prof. Jerzy Armata. Od 26 sierpnia 1995 r. do chwili obecnej pełni funkcję kapelana w tym samym szpitalu. Ma stopień doktora habilitowanego z teologii moralnej. Autor wielu publikacji naukowych i popularnonaukowych z zakresu bioetyki, deontologii lekarskiej, medycyny pastoralnej oraz duszpasterstwa chorych. Opublikował również kilka tomików wierszy i antologię, nawiązujących do osobistych prze-żyć związanych z pracą w szpitalu.

Niedziela Ogólnopolska 6/2011 , str. 24-26
E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17

Wróć do spisu treści